Pracownicy Teatru im. Mickiewicza grożą, że zablokują skrzyżowanie ul. Kilińskiego i Jasnogórskiej. - Tak źle nie było u nas od początku lat 90. - mówią. - Jestem zdumiona, że teraz pojawiają się takie zarzuty - twierdzi dyrektor Katarzyna Deszcz. - Przecież na niedawnym zebraniu w magistracie rozmawialiśmy ze związkowcami o sprawach teatru i zawarliśmy porozumienie. O problemach częstochowskiej sceny pisze Tadeusz Piersiak.
O narastającym w teatrze konflikcie słychać od dłuższego czasu. Już pod koniec pierwszego sezonu rozmawialiśmy z Katarzyną Deszcz o braku porozumienia z częścią pracowników i narastającą opozycją. Jest jednak coraz gorzej - pracownicy twierdzą, że są zdesperowani, a ich głosów nikt nie chce wysłuchać. Przyszli więc do "Gazety". - W imieniu co najmniej połowy zespołu - mówią. - Przez pierwszy sezon czekaliśmy na efekty przemian pod nową dyrekcją. Sytuacja stawała się jednak coraz gorsza. Teraz jest tak źle, że prosimy nie podawać naszych nazwisk, bo dyrektor Deszcz szantażuje opornych. Niektórym funkcyjnym członkom zakładowej "Solidarności" zmieniła na gorsze umowy o pracę. Pracownikom nie podoba się repertuar proponowany przez nową dyrektorkę. - Ludzie przestali chodzić do teatru, bo dyrekcja wyrzuciła wszystkie przynoszące zyski tytuły. Za Henryka Talara graliśmy miesięcznie 70 spektakli. Pracy mieliśmy mnóstwo, ale tyle samo satysf