Aktorzy na scenie zaczęli nagle kaszleć, kichać, płakać. Ale nie był to element przedstawienia. Sobotni spektakl w częstochowskim teatrze skończył się nagle ewakuacją widzów i całego personelu.
W wieczór 5 grudnia widownia teatru podczas "Czerwonego Kapturka" była wypełniona do ostatniego miejsca. Dodatkową atrakcją miał być Mikołaj rozdający dzieciom prezenty. Do połowy przedstawienia wszystko szło jak trzeba. Potem coś - prawdopodobnie gaz - zaczęło się wydobywać zza sceny. - Nagle poczułem, że oczy zaczynają mi łzawić - opowiadał potem Sebastian Banaszczyk. Grał Pszczółkę, rozpłakał się publicznie. - Ja poczułam nieznośne drapanie w gardle. Nie mogłam wydobyć głosu, nie dało się śpiewać - kontynuowała Iwona Chołuj, Wiewiórka. - My pracujemy na wysokości balkonu, nic nie poczuliśmy, choć zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. W pewnej chwili inspicjentka dała nam sygnał do ewakuacji - dodawali pracownicy techniczni. Bodaj pierwszy raz w historii częstochowskiego teatru aktorzy w trakcie spektaklu musieli zejść ze sceny. Także 400 widzów, w tym większość dzieci, spokojnie opuściło gmach. Na szcz