Błąd tkwił już w założeniach. Filip Bajon nonszalancko uznał, że "Tango" Mrożka (obchodzące właśnie czterdzieste urodziny) nazbyt się już zestarzało i - przygotowując inscenizację w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego w Katowicach - postanowił je uwspółcześnić. W fabule starej komedii dostrzegł szansę na metaforyczny obraz stanu wojennego. Stomil stał się artystą-dysydentem wznoszącym hasło: "Nie ma wolności bez nowoczesności", wuj Eugeniusz - eksludowym wojskowym z radością nakładającym mundurową czapkę, Artur - ideologiem nowego porządku w skórzanej kurteczce, a Edek? Edek nieoczekiwanie pozostał w lokajskiej liberii. To jedna z niezliczonych niekonsekwencji tego spektaklu, w którym reżyser przemocą dopasowywał poszczególne sceny do swej koncepcji, nie zauważając, że przeczą sobie wzajemnie. Co więcej, całą systemową myśl Mrożka o wolności i konwencjach, o ideałach i nagiej sile zepchnął w cień, skupiając się jedynie na
Źródło:
Materiał nadesłany
"Polityka" nr 11