Sala z małą sceną Teatru Dramatycznego jest długa, wysoka i wąska. Wyjątkowo nieustawna. Tylko widzowie z pierwszych rzędów widzą wszystko jak należy, reszta musi mocno wyciągać szyje. Ale ta nietypowa przestrzeń zmusza twórców do gimnastyki, która powoduje, że pojawiają się nowe, oryginalne pomysły, na jakie na normalnej scenie nikt by nigdy nie wpadł. Scenograf Grzegorz Małecki tworząc oprawę najnowszej premiery (Woyzeck Georga Buechnera) chyba najefektowniej wyszedł z tej pułapki. Nie tuszował, lecz jeszcze podkreślił naturalne cechy wnętrza. Scena to ciasna, czerwona klatka. Zamknięta ze wszystkich stron, groźna i posępna. Jak świat widziany i przeżywany przez Woyzecka, z nieuchronnym krwawym finałem. Ten metaforyczny plastyczno-przestrzenny efekt właściwie współreżyseruje spektakl. Reżyser Paweł Wodziński okroił tekst, zredukował go do scenariusza działań, emocji i myśli - słowa są ich wynikiem, dopełnieniem al
Źródło:
Materiał nadesłany
Glob 24 nr 117