Czerwiec w Warszawie bywa na ogół smutny. Kończy się sezon w teatrach i salach koncertowych, wieczory robią się puste, bo nie każdemu przecież może wypełnić je bez reszty kopanie piłki, choćby nawet mistrzowskie. W tym roku jednak czerwiec był bodaj smutniejszy niż zwykle, jako że ostatnie premiery na warszawskich scenach nie nastrajały nas różowo; nawet te, z którymi wiązaliśmy wielkie nadzieje, wypadły słabo albo i jeszcze gorzej. Rozczarowanie przyniosła ostatnia premiera sezonu w Teatrze Narodowym, a przecież liczyłem - nie ja jeden - że będzie wielkim wydarzeniem. Bo to i "Król Lear" nie grany w Warszawie od dwudziestu lat, i Maciej Prus, którego parę wcześniejszych inscenizacji szekspirowskich można było uznać za bardzo udane, wreszcie Jan Englert - aktor znakomity, jeden z bardzo niewielu u nas predestynowanych do zmierzenia się z rolą Leara... Tymczasem długi, jak nie u Prusa, trzyipóigodzinjny spektakl nie wzbudził większych emocji, a
Tytuł oryginalny
Czerwcowe pożegnania teatrów
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 28