"Lilla Weneda" w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Wojciech Owczarski w Teatrze.
"Lilla Weneda" z pewnością nie jest wybitnym dramatem. Powiedzmy wprost - jest dziwolągiem, z którym nie wiadomo, co zrobić. Tak zresztą, jak z dużą częścią spuścizny romantyków. Cenimy starych mistrzów, kochamy, ale dogadać się nam z nimi coraz trudniej. Pomocą w tej mierze od dawna przestał służyć teatr. Nie widziałem w życiu żadnej naprawdę wielkiej inscenizacji polskiego dramatu romantycznego. Widziałem kilka świetnych, ale prawdziwie znakomitej - nie. Ostatnim, co tak poloneza wodził, pozostaje bodaj Swinarski. Od trzydziestu czterech lat nikt jego "Dziadom" nie tylko nie dorównał, ale nawet się do ich poziomu nie zbliżył. Dyskusja o tym, co jest w Polsce do myślenia, przeniosła się w inne, zgoła nieromantyczne rejony. Do niedawna patronowali jej Mrożek i Różewicz, ostatnio zaś zniżyła loty do pułapu tak zwanych dramatów interwencyjnych, które z podziwu godną przenikliwością uświadamiają nam, że wokół panuje bieda, bezrobocie i