EN

22.09.2022, 11:41 Wersja do druku

Czekoladki z kwaśnym mlekiem

„Czekoladki dla Prezesa” Sławomira Mrożka w reż. Ewy Domańskiej i Ewy Makomaskiej w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Annaa Czajkowska w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Marta Ankiersztejn / mat. teatru

Teatr Polski w Warszawie dla Sławomira Mrożka zawsze był gościnny i miał otwarte serce oraz scenę. Jego dramaty zaprezentowano tu bez mała trzynaście razy, głównie za dyrekcji Kazimierza Dejmka (lata 1981–1995) – „Ambasadora”, „Vatzlava”, „Kontrakt” z mistrzowskim Zdzisławem Mrożewskim i Janem Englertem czy niezapomniany „Portret” (świetny duet Jana Englerta i Piotra Fronczewskiego). Zmarły w 2013 w Nicei Mrożek był wszechstronny – w twórczości znajdujemy nie tylko wielkie dramaty, ale i rysunki, publicystykę, drobne opowiadania, dwie niewielkie powieści, scenariusze filmowe… . Długo można by opisywać skalę jego twórczych możliwości. Teraz gorzki, niepokorny Mrożek wraca do swego nieformalnego „domu”, a spektakl  „Czekoladki dla Prezesa” rozpoczyna sezon Mrożkowi poświęcony. Na scenie jego imienia Ewa Domańska, Ewa Makomaska, Adam Biedrzycki, Wojciech Czerwiński, Marcin Jędrzejewski prezentują krótkie humoreski, niewielkie a przenikliwe, z podtekstem i groteskowym humorem. Dwadzieścia króciutkich opowiadań satyrycznych z lat 60. to zbiór zabawnych tekstów Mrożka, traktujących głównie o absurdach urzędniczych współczesnej mu epoki, pisanych dla Edwarda Dziewońskiego i popularnej audycji radiowej „Podwieczorek przy mikrofonie”. Jak zauważają reżyserki obecnej inscenizacji, Ewa Domańska i Ewa Makomaska, większość zdarzeń i charakterów zawartych w tekście łatwo przełożyć na znaną nam rzeczywistość – ku uciesze widzów i aktorów. Z pewnością, tylko czy uda się znaleźć odpowiednią dla nich sceniczną formułę?

Pozornie zwykłe dni w spółdzielnianym biurze, perypetie i fikcyjne acz mocno realne sytuacje z życia członków Spółdzielni „Jasna Przyszłość”, kierowanych przez wszechwładnego Prezesa, wydają się nadal aktualną metaforą, choć rzecz jasna Sławomir Mrożek opisuje stereotypy i nonsensy życia codziennego w PRL-u (wielu z nas nadal je dobrze pamięta). W oparach biurokratycznych nonsensów bohaterowie poruszają się między pracą a barem, piją herbatę i nie tylko, czasem zajmują się delikatną malwersacją finansową, wykorzystując dobra spółdzielni (ale zawsze szukają usprawiedliwienia), podróżują do pobliskich wsi wcielając znakomite pomysły Prezesa w życie, marzą o urlopach zagranicą (na przykład w… Bristolu). Czołobitne hołdy składane szefowi nie są aż tak szczere, jak deklarują – chodzi jedynie o przywileje, o awans i zyski z tym związane, a „dobry Prezes” niezmiennie w samo zachwycie (choć nie ujrzymy go na scenie), chętnie przyjmuje dowody uwielbienia i podlizywanie. W zabawnych dykteryjkach absurd goni absurd i mrożkowska, satyryczna broń wciąż ma ostrość i celność.

Na Kameralnej Scenie Teatru Polskiego dość łatwo można wykreować rzeczywistość rodem z Mrożka, potrzeba jednak sporej dozy pomysłowości twórców, aby uczynić ją intrygującą i uniwersalną. Odczytanie ukrytych znaczeń wymaga pewnego obycia z twórczością wielkiego satyryka, jego wnikliwością, zabawą literacką, która banalną nie jest, choć język przystępny i humor nam bliski. Minęło prawie 60 lat, a odniesienia do współczesności widać wyraźnie – pytanie, czy młodzi obecni na widowni, wychowani już w innej epoce, zdołają dostrzec subtelności i niuanse, które wychwytują ludzie dobrze pamiętający czasy komuny. W inscenizacji dobrze podkreślono pozorną trywialność poruszanych problemów – jest i śmieszno, i straszno. Dziś nadal trwa walka o stołki, wszelkiej maści dyrektorzy mają się dobrze, tak samo kasta urzędnicza, korporacyjne stosunki, z donosicielstwem i lizusostwem włącznie. Jednak groteskowe krotochwile nie są samograjem, alegoria i dictum acerbum wymaga odpowiedniego konceptu w teatrze, by wydobyć z nich cały smak i wieloznaczność. Zbiór luźno powiązanych opowiastek, choć dynamiki im nie brakuje, dramaturgicznie nie jest łatwy do pokazania. I – niestety – nie do końca się to udało w warszawskim Teatrze Polskim. Aktorzy biegają po scenie, z ujmującą naturalnością mieszają z powodzeniem śmiech i gorycz satyry, ale to za mało, bo zbyt „kabaretowo”. W akcję wkrada się nuda. Scenograf Tomasz Brzeziński i autorka projekcji Anna Flaka znakomicie wprowadzają publiczność w PRL-owski czas, wykorzystując genialne rysunki Mrożka. Kostiumy też rodem z epoki. Jednak to nie wystarczy. Całe szczęście zalet inscenizacji też nie brakuje – doceniam grę aktorów, ich profesjonalizm i wysiłek. Ewa Domańska, Ewa Makomaska, Adam Biedrzycki, Wojciech Czerwiński, Marcin Jędrzejewski świetnie czują „ten” klimat, wcielają się w postacie bohaterów gładko, z konieczną figlarnością i lekkością. Odwieczne ludzkie pragnienie, by być wśród wybrańców losu, uciec od własnego życia, pcha Pannę Jadzię i Pannę Kazię, Księgowego, Magazyniera, Kasjera, Radcę oraz Referenta z ambicjami ku życiowym grom, trochę nieczystym, nie do końca uczciwym, ale przynoszącym konkretne zyski. Podziwiam dykcję, słowo krągłe, dobrze zaprezentowane. Mimo to dostrzegam znużenie – własne i innych.

Mrożek znakomicie wychwytuje nasze wady i kompleksy, mocno zakorzenione w kulturze i naturze, odsłania to, co niekoniecznie nam się podoba (jak u Gogola „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”). Pozostaje prześmiewczy, satyryczny i zgryźliwy, wciąż aktualny w środku, w kraju, gdzie „cham Edek porwał inteligenta Artura do tanga”. I chociaż mnóstwo w „Czekoladkach dla Prezesa” purnonsensu, mogą zaboleć bardzo osobiście. Lekkie dykteryjki nie są banalne, a śmiech ma szansę oczyścić naszą duszę. Czekam na więcej Mrożka w Polskim.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

22.09.2022