"Wesele" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Regina Gowarzewska-Griessgraber w Dzienniku Zachodnim.
Zaproszony na wesele Chochoł mówi "co się komu w duszy gra, co kto w swoich widzi snach". Każdy więc ma prawo interpretować Wyspiańskiego, jak mu w duszy gra. Po pierwsze więc można wyrzucić samego Chochoła, słowami którego przemówi Poeta, w finale jako jedyny wybity z transu. Rycerza Czarnego przerobić na powstańca warszawskiego, najlepiej samego Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, a Wernyhorę upozować na starego wiarusa. Hetmanowi dać twarz współczesnych polityków, a Upiorowi - ubecką mordę. Okrasić całość piosenkami, od "Helokania" po propagandę PRL. Cóż, to przecież nasze, polskie widma i upiory. Tak własne, wrośnięte w naszą świadomość, ciągle wychylające swoje łby z kolejnych czarnych teczek i martyrologicznych wypominań. Można też zasiać nienawiść pomiędzy wszystkimi gośćmi na weselu, którzy nawet najczulszą kwestię wykrzyczą sobie w twarz. Będą biegać, rzucać krzesłami. Takie polskie piekiełko. Podczas premiery "Wesel