"jak za przymgloną, przydymioną szybą" Kiedy ponad trzy lata temu Krystian {#os#1116}Lupa{/#} wystawił drugą część "Lunatyków" Hermanna Brocha, pisano, że reżyser się zmienił. Ze zmienił się jego sposób postrzegania rzeczywistości. Wcześniejsze przedstawienia przynosiły ponurą, przygnębiającą wizję świata, zapełnionego neurotykami, szaleńcami czy "półgeniuszami" bezskutecznie zmagającymi się z uczuciem niespełnienia. Zdawało się, że spektakle Lupy rozgrywają się w równoległej rzeczywistości, gdy tymczasem płynący obok, tak zwany normalny świat był niedostępny dla jego bohaterów. Tymczasem w "Eschu, czyli anarchii" Lupa przedstawił świat zwyczajny, przeciętny, żeby nie powiedzieć najbanalniejszy z możliwych. A co za tym idzie, pokazał życie "mało znaczących" ludzi ze wszystkimi ich słabościami. Nie był to obraz optymistyczny, jednak dużo bardziej niejednoznaczny, a więc jaśniejszy niż w poprzednich spektaklach
Tytuł oryginalny
Czekając na zbawiciela
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 2