„Płatonow” Antona Czechowa w reż. Małgorzaty Bogajewskiej z Teatru Śląskim w Katowicach na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Magda Mielke w Teatrze dla Wszystkich.
„Płatonow” bez Płatonowa. Taki pomysł na wystawienie debiutanckiej sztuki Antoniego Czechowa miała Małgorzata Bogajewska, która wraz z zespołem Teatru Śląskiego w Katowicach stworzyła spektakl, w którym znacznie bardziej niż miłostki tytułowego bohatera wybrzmiewa bierność, niepewność i duchowe zubożenie społeczeństwa oraz groza i niezrozumiałość wojny.
Po warszawskich „Trzech siostrach” i krakowskim „Wujaszku Wani” Małgorzata Bogajewska sięgnęła po debiutancki dramat Antoniego Czechowa. Obdarzony błyskotliwym poczuciem humoru i wnikliwym zmysłem obserwacji rosyjski dramatopisarz napisał go mając zaledwie 21 lat. Mówi się, że sztuka ta i podjęte w niej wątki stanowią zapowiedź wszystkich późniejszych jego dzieł. Choć dramat powstał ponad 140 lat temu, wyłaniający się z niego obraz społeczeństwa jest uniwersalny i nadal bardzo aktualny. I to nie tylko w odniesieniu do Rosji i toczonej przez nią wojny.
„Płatonow” opisuje spotkanie dawno niewidzących się przyjaciół i następstwa tego zdarzenia. Do generałowej Wojnicew (brawurowa gra Anny Kadulskiej) przyjeżdża okoliczna inteligencja, która kulturalne rozmowy szybko zamienia w szczodrze zakrapianą alkoholem biesiadę. Na jaw wychodzą wzajemne animozje i frustracje. Jak to bywa u Czechowa, bohaterowie nudzą się. Nudzą się i piją. Cierpią na przeciętność, na brak perspektyw na przyszłość. Na koncie mają porażki życiowe i zawody miłosne. Są przygnębieni, pełni żalu i pretensji od świata oraz siebie nawzajem. Choć to galeria pełnokrwistych i skomplikowanych postaci, tak naprawdę z dramatu, a co za tym idzie – ze spektaklu, wyłania się obraz bohatera zbiorowego. To ludzie tkwiący w niepewności, którzy desperacko poszukują kogoś lub czegoś, co uśmierzy ich ból, będzie lekarstwem na kryzys.
Głównym zabiegiem, który uczyniła reżyserka jest usunięcie ze sztuki Płatonowa. Choć wszyscy pozostali bohaterowie mówią o nim i czekają na niego, brak fizycznej obecności bohatera ma dwa istotne skutki. Po pierwsze, zamiast skupiać się na jego podrywach i relacjach z kobietami, wybrzmieć mogą inne, bardzo istotne wątki Czechowskiego dramatu, np. pomijany zwykle w innych adaptacjach motyw pieniędzy. W tym przypadku mocno wyeksponowany zostaje wątek tonięcia w długach czy bogacenia się w wyniku szemranych interesów. Po drugie nieobecność tytułowego bohatera daje pozostałym postaciom możliwość uszczknięcia nieco z jego roli. Mogą zastanowić się kim jest on dla nich i jak jego nieobecność wpływa na rozwój zdarzeń. Adaptacyjny wybór Bogajewskiej ani trochę nie osłabił treści czy wymowy sztuki, wręcz uczynił ją jeszcze bardziej intrygującą.
Akcja „Płatonowa” rozgrywa się w eleganckim wnętrzu salonu (scenografia Anny Marii Karczmarskiej). Choć na podłodze brakuje fragmentów parkietu, mamy tu perski dywan, błyszczący drewniany stół i krzesła, strzelby zawieszone na ścianach i dobrze wyposażony barek. Kostiumy są współczesne. To ubrania, które kojarzą się z blichtrem i luksusem. Dookreślają postaci i przypominają o ich pozycji społecznej.
Pod nieobecność Płatonowa, najważniejszą postacią tej inscenizacji staję się Anna – dojrzała kobieta, która panicznie boi się stracić swoją pozycję, a jednocześnie zdaje się być świadoma, że nadchodzą gorsze czasy. Kończą się jej pieniądze, kończy się młodość i uroda. Anna Kadulska obdarza swoją bohaterkę magnetyczną charyzmą i nonszalancją. Nie ustępują jej jednak pozostali aktorzy. Świetny jest Mateusz Znaniecki w rozbudowanej roli zblazowanego Tryleckiego. Przekonująco wypadają delikatna Sasza (w tej roli Aleksandra Przybył) i rubaszny Głagoliew (Antoni Gryzik). Intryguje i wzrusza niejednoznaczna postać Osipa (doskonały Grzegorz Przybył). Wszyscy razem budują obraz społeczeństwa, które zamiast żyć wegetuje, zastyga w swych wadach, nie potrafiąc niczego zmienić. Smutki topi w alkoholu i innych wyniszczających nałogach. Jest ślepe na nieszczęścia innych, a swoje osobiste porażki chowa pod płaszczem patriotyzmu i miłości do wielkiej, niezwyciężonej Rosji. To przygnębiający widok.
Jednak choć jest to opowieść o Rosjanach z początku lat 80. XIX wieku, śmiało można ją przełożyć na współczesną rzeczywistość. Spektakl Bogajewskiej jest diagnozą dzisiejszej Rosji i inteligencji rosyjskiej, która podobnie jak bohaterowie dramatu, tańczy swój szaleńczy taniec-opętaniec. Najbardziej politycznym momentem w spektaklu jest monolog Marii Grekow (przekonująca Agnieszka Radzikowska), która jako głos sumienia wygłasza oskarżenie adresowane do pozostałych gości, zwracając uwagę na ich bierność i hipokryzję. Jednak katowicki spektakl ma dużo bardziej uniwersalny wymiar, nieograniczający się do portretowania jedynie rosyjskiej społeczności, a wszystkich nas, którym doskwiera niemoc, brak odwagi, duchowe ubóstwo czy zniewolenie, z którego nie potrafimy się wyrwać.
Nie da się też odrzucić skojarzeń ze wspomnianym już „Wujaszkiem Wanią” z Teatru Ludowego w Krakowie. Oba spektakle łączy duszna, ciasna, klaustrofobiczna wręcz przestrzeń, w jakiej są wystawiane. Sprawia to, że widz czuje się niemal jak uczestnik scenicznej akcji. Choć na pozór bohaterowie obu spektakli wydają się zupełnie różni, wiele ich łączy. To ludzie wypaleni, odarci ze złudzeń, w większości pozbawieni radości życia i nadziei na to, że los się odmieni.