O "Gouldzie" ze Starego Teatru i "Karierze Artura Ui" z Teatru Słowackiego pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.
Wtorek Kiedy na Scenie Kameralnej Narodowego Starego Teatru grany przez Krzysztofa Stawowego geniusz Jan Sebastian Bach słowa "na dziś!" wypluwa z siebie z pogardą i niesmakiem, jakby to nie słowa były, a pomyłkowo wzięte do ust zepsute jajo na twardo - przypomina się nieprzyjemny, suchy trzask-mlask ze starej anegdoty. Ponoć tak oto bywało regularnie w domu twórcy "Wariacji Goldbergowskich". Przy klawesynie - jedno z licznych dzieci Jana Sebastiana. Ćwiczy mozolnie. W klawisze puka dziecię, zsiniałe ze strachu, bo za jego plecami ojciec na łóżku leży z drewnianą linijką lub innym patykiem na piersi. Siność jest prawidłowa i nieuchronna, gdyż dziecię dobrze wie, że się za moment pomyli, w nie ten, co należy, klawisz puknie, a wtedy ojciec karę wymierzy. I tak też się dzieje wiele, wiele razy. Stary Bach syczy: "Stop", po czym, sapiąc i oczy ku niebu wznosząc, zwleka się z łóżka, do instrumentu człapie i linijką tudzież kijem solidnie tłucze gra