Brakuje ukrytego przekazu wywołującego uczucie dreszczu, który powinien towarzyszyć widzowi po wyjściu z komediowego przedstawiania muzycznego - o spektaklach "Hallo Szpicbródka" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Syrena i "Deszczowa piosenka" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.
Jeszcze kilka tygodni temu porównywanie spektaklu czołowego twórcy polskiego ambitnego teatru muzycznego z komercyjną superprodukcją Teatru Muzycznego Roma uznałabym za herezję. A jednak "Hallo Szpicbródka" (na zdjęciu) w reżyserii Wojciecha Kościelniaka w warszawskim Teatrze Syrena i "Deszczowa piosenka" ("Singin' in the Rain") w reżyserii dyrektora Romy Wojciecha Kępczyńskiego mają wiele wspólnego. Powszechnie znane są wersje filmowe obu przedstawień. Sceniczna prapremiera "Singin' in the Rain" odbyła się w 1983 r. na londyńskim West Endzie, jednak musical ten jest znany przede wszystkim ze swojego amerykańskiego filmowego pierwowzoru z 1952 r. z legendarnym Genem Kellym w roli głównej. Autorska inscenizacja "Hallo Szpicbródka" powstała z kolei na podstawie polskiego filmu muzycznego z 1978 r. pod tym samym tytułem, z którego do historii przeszła piosenka "Nogi roztańczone" w wykonaniu Ireny Kwiatkowskiej. Oba spektakle przenoszą widzów w okres dwudz