Cóż to za sztuka! Romantyczna na wskroś. Bogata w metaforę, ironię, a także poetycki skrót. Mówiąca językiem baśni, komedii i tragedii równocześnie. Usytuowana w szeregu ważnych literackich odniesień. Kiedy więc przed kilkunastu laty Marian Bizan i Paweł Hertz szykowali "Głosy do Balladyny", zebrał się pokaźny tom. I jak zastrzegali sami autorzy, tom jeszcze niekompletny. Lektura tej książki pokazuje, że właściwie od początku "Balladyna" zyskiwała zwolenników i oponentów. Nawet w aprobacie nie było zgody. Powinno się zatem mówić przynajmniej o kilku "Balladynach", które mają trwałe i ważne miejsce w naszej dramatopisarskiej tradycji. Po raz pierwszy wymienia tekst Słowacki (tytuł "Balladina"!) w liście do Matki z grudnia 1834 r. Wtedy już przywołuje dwóch znakomitych patronów: Szekspira i Dantego. Pięć lat później, wprowadzając obszerną dedykację dla Zygmunta Krasińskiego, szczególnie podkreśla wzór Ariosta i wymienia "Sofokleso
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności, Nr 142