EN

10.02.1957 Wersja do druku

Czekając na...

DWÓCH ludzi czeka na trzeciego. Na kogo - nie wiemy, ponieważ się nie doczekali. Znane tylko nazwisko - Godot. Były tego dwa dni. Ale takie dni muszą być straszne. Zwłaszcza jeśli nie ma się pewności, że to umówione miejsce i czas. I jeśli nie wie się, czy ten ktoś przyjdzie. A jeśli się go nie zna? Taka jest zewnętrzna powłoka dramatu Samuela Becketta. Dramatu, który w paryskim sezonie teatralnym 1953 roku, wywołał duże wrażenie i wiele rozbieżnych zdań. Krytyka snuła analogie z "Drzwiami zamkniętymi" Sartre'a i "Procesem" Kafki: Widocznie tak jest naprawdę. Tylko Beckett poszedł dalej. Jego sarkazm nie ominął człowieka. Gogo i Didi - to nędzarze. Czekają na wybawiciela. Chociaż nie wierzą w jego nadejście - czekają - bo to najłatwiej, bo to jedyne, na co mogą się zdobyć. Każdy człowiek czegoś oczekuje. Ale czekanie ich jest bierne i bezradne. A więc tym więcej gorzkie... Przecież wystarczy pomyśleć, że taka sytuacja do niczego nie

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Czekając na...

Źródło:

Materiał nadesłany

Kierunki nr 6

Autor:

Zygmunt Waźbiński

Data:

10.02.1957

Realizacje repertuarowe