Podczas gdy większość teatrów gnębi pustawa widownia, w warszawskiej "Syrenie" zawsze komplet publiczności, a od kasy odchodzi więcej zawiedzionych niż tych, którzy zdobyli bilety. O receptę na powodzenie pytamy dyrektora teatru "Syrena", WITOLDA FILLERA.
- Recepta jest prosta - trzeba widzowi dać to, czego oczekuje. A do tego dobrze jest wiedzieć, czego naprawdę chce. Powiem nieskromnie, że widz docenia teatr, który o niego zabiega. "PERSPEKTYWY": - Czego więc oczekuje dzisiejsza publiczność teatralna? W.F.: - Niezależnie od sztucznych podziałów na widzów teatru rozrywki i widzów teatru dramatycznego, które uważam za nonsensowne, dzisiejsza publiczność zajęta jest przede wszystkim polityką i w związku z tym "Syrena" żartuje na temat koncepcji politycznych. Albo wprost, jak w "Seksie i polityce", albo aluzyjnie, jak w "Festiwalu za sto złotych" czy w "Madame Sans-Gene". Oczywiście można także mówić o polityce za pomocą starych tekstów z STS-u i pocieszać się, że choć stare, ale jare... "P".: - Większość publiczności "Syreny" to ludzie w średnim wieku. Młodzieży nie widać. W.F.: - Bo chodzi ona do kościoła np. na "Mord w katedrze" lub na występy grupy "Perfekt". Młodzi ludzie uciekają