Linas Marijus Zaikauskas, reżyser radomskich "Trzech sióstr", postanowił przyjrzeć się, jak wyglądać mogły losy Olgi, Maszy i Iriny Prozorowych kilka lat po zdarzeniach opisanych przez Czechowa.
Nie napisał własnego ciągu dalszego, lecz posłużył się tekstem dramatu - siostry wspominają swoje życie, romanse, tragiczne zdarzenia, dokonują ponownych podsumowań, nawet wcielają się na chwilę w innych bohaterów dramatu. Olga bywa Wierszyninem i Tuzenbachem, Masza podśpiewuje "Tarara bomba, mam nos jak trąba" (jak zgryźliwy doktor Czebutykin) czy "cip, cip, cip" (jak Solony). Wszystko po to, żeby coś sobie i siostrom przypomnieć, uprzytomnić, dogryźć, zanalizować. Czasami się to udaje, częściej zamysł reżysera wydaje się dosyć prostacki. Czy naprawdę w każde imieniny Iriny siostry nie mają nic innego do roboty, jak prowadzenie grupowej psychoterapii polegającej na przypominaniu sobie przeszłości i odtwarzaniu jej? Czechow był zbyt dobrym znawcą ludzkiej psychiki i mechanizmów pamięci, żeby taki koncept wydawał mu się trafny. Ale jednak, głównie dzięki aktorkom (Teresa Dzielska - Irina, Magdalena Czartoryjska - Masza i Iwona Pieniąż