- Na szczęście udało mi się wycofać ze świata teatru już dosyć dawno. Dlaczego na szczęście? Gdy pracowałem jeszcze w mojej Starej Prochowni, wówczas scenie poetyckiej, kolejno 14 moich projektów zostało odrzuconych przez pana dyrektora, gdy tymczasem według mnie to dyrektor powinien być co tydzień u mnie i mówić: panie Wojciechu, róbmy coś, mam tu worek pieniędzy - mówi aktor WOJCIECH SIEMION.
Nie tęskni pan czasami za przeszłością? - Ależ nie. Mam tyle roboty przed sobą, że nie ma mowy o takich tęsknotach. Zajmuję się na przykład moją Unią Petrykowską, a więc dziewięcioma okolicznymi szkołami. Wiem, że dopóki szkoła nie dostanie ode mnie chociaż kilku obrazów, to nie utworzy własnej galerii. Niedawno wzbogaciliśmy szkolne galerie Wysoczyzny Rawskiej o dzieło zatytułowane "Wenecja" włoskiego artysty Vica Calabra, podarowane nam przez niego w dziewięciu odbitkach. A młodzież, przy pomocy pedagogów, chce uczestniczyć w sztuce, w muzykowaniu, w szeroko pojętej kulturze. Nic, tylko na to chuchać, na tę młodzież z Białej Rawskiej, Józefina, Mszczonowa, Lutkówki, Tarczyna, Jaktorowa, Kruszewa, Kuklówki i Osuchowa. No więc chucham, a mój dom w Petrykozach, jak pan zauważył, jest prawdziwie otwarty. Regularność świata - Pytając o tęsknotę, miałem na myśli to, czy z perspektywy współczesności nie obserwuje pan kryzysu, jaki