Pulsuje w tej sztuce życie, choć to jest... kurwa, o zdychaniu - jakby powiedział którykolwiek z jej bohaterów, zagranych w taki sposób, że trudno pragnąć czegoś więcej.
Nowa toruńska premiera: "Anioły w Ameryce" Tony Kushnera. Pierwszy raz wystawiono ten dramat na Broadwayu parę miesięcy po prezydenckim ślubowaniu Clintona. Na scenę toruńską kushnerowskich bohaterów sprowadził reżyser Marek Fiedor, znany już tutejszej publiczności z "Paternoster" Helmuta Kajzara, spektaklu z metafizyką, momentami symbolicznego i dość powiedzieć, że nie dla szerokiej publiczności. Prawdopodobnie dlatego sztuka Kajzara szybko przestała być grana. To nie zarzut. To obawa, żeby podobny los nie spotkał "Aniołów", spektaklu bardzo czytelnego, rozgrywającego się w sferze więzi ludzkich, wystawionych na próbę ostateczną: umierania, wyglądającego jak zdychanie, w skrywanym strachu przed Bogiem. Scenograf Monika Jaworska podzieliła małą scenę szklanymi płaszczyznami, ale tak, że wątki sztuki mogą się wzajemnie przenikać. Możemy jednocześnie obserwować sypialnię prawnika Joego Portera Pitta (Michał Marek Ubysz), s