ZBYT dużo już kawałów j opowiedziano o Krakowie, aby mogła, a raczej nie mogła sobie pofolgować telewizja. Jeśli zaś wybrano temat do kolejnego programu z cyklu "Dobry wieczór, jak minął dzień" - czas to pieniądz - - jakże tu nie wybrać Krakowa, gdzie wedle boyowskiej jeszcze tradycji i niezbyt aktualnych wyobrażeń czas płynie najwolniej i jak najmniej ma wspólnego z synonimem pieniądza? Nie mam w tym wypadku zamiaru krytykować Krakowa, który jest miastem nader sympatycznym, i w którego szacownych murach zakochany jestem po uszy. Mam natomiast zamiar krytykować perfidię twórców programu "Dobry wieczór, jak minął dzień". Podjęli się oni tematu nader wdzięcznego i aktualnego, nie trzeba bowiem jechać do Krakowa, aby zobaczyć w porze południowej w kawiarni setki i tysiące młodych łudzi, oddających się bez przerwy ożywionej rozmowie z osobami płci identycznej lub odmiennej, przy czym nie trzeba być prorokiem, aby odgadnąć, że nie są to ani
Tytuł oryginalny
Czas to pieniądz
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 212