CO pewien czas teatry warszawskie wracają do utworów dramatycznych Federico Garcii Lorci, urzeczone ich poezją i teatralnością. Znamy ze sceny Lorcę jako piewcę wielkich i bezwzględnych namiętności, które rodzą się pod niebem Hiszpanii. Tym razem zobaczyliśmy innego Lorcę. Niezupełnie serio, pogodnego, ciepłego. Chociaż i w "Czarującej szewcowej" przewija się temat stale spotykany w twórczości Lorci: sprawa miłości, domagającej się swych praw wbrew zastygłym obyczajom, przeniesionej - że tak powiem - przez ogień i wodę. Tylko, że w tej sztuce wszystko zostało rozwiązane pogodnie i z uśmiechem. W uczuciu, które łączy 18-letnią szewcową z jej przeszło 50-letnim mężem, nie ma żaru, który płonie we krwi bohaterów "Krwawych godów". Jest natomiast czystość i szczerość. Oboje przekonują się o tym i dopiero po rozłące, gdy zniecierpliwiony kłótliwym charakterem żony, chmarą zalotników i plotkami miejscowych dewotek, szewc opuszcza
Tytuł oryginalny
"Czarująca szewcowa"
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Młodych nr 245