"Czerwony Kapturek" w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Jarosław Cymerman w Gazecie Wyborczej - Lublin.
Czerwony Kapturek nie jest historyjką lekką, łatwą i przyjemną: gdyby chcieć przedstawić ją na scenie litera po literze, to obejrzelibyśmy horror i makabreskę. Kto nie wierzy, niech spróbuje sobie wyobrazić po kolei to, co działo się w domku babci. Najnowsza adaptacja "Czerwonego Kapturka" w lubelskim Teatrze Hansa Ch. Andersena na pierwszy rzut oka wydaje się właśnie w stronę horroru zmierzać - ciemne dekoracje i odrealnione kostiumy autorstwa Mariki Wojciechowskiej, chwilami przypominające ekspresjonistyczne filmy z lat 20., pobielone twarze wykonawców z pomalowanymi na czarno brwiami i oczodołami. Tyle że mroczny okazuje się przede wszystkim plastyczny kształt przedstawienia, które w szalonym tempie rozwija przed widzem jeszcze bardziej szalony ciąg skojarzeń, uwalniając wyobraźnię i bawiąc widza zarówno kilku - czy kilkunastoletniego, jak i tego z większym życiowym stażem. Reżyser i autor scenariusza - Jerzy Jan Połoński - trochę nam