Mniej więcej przed rokiem widziałam "Czarną komedię" po raz pierwszy. Wystawił ją Teatr Stary w Krakowie w reżyserii Zygmunta Hübnera. Było to przedstawienie znakomite, świetnie zrobione i tak samo grane. Zabawa, jakiej nieczęsto dostarcza teatr. Okazuje się jednak, że farsy nie należą do utworów, które można z równym zainteresowaniem oglądać wiele razy. Właśnie, z pewnym opóźnieniem, obejrzałam warszawski spektakl "Czarnej komedii". Publiczność już od pierwszych scen rozgrywających się w absolutnej ciemności, kiedy to Wiesłąw Gołas rozmawia z Janiną Traczykówną o kolorze jej sukni i włosów, o elegancji salonu przygotowanego na przyjęcie gości - śmieje się tak, że utrudnia sobie słuchanie tekstu. A później huragany śmiechu towarzyszą aktorom aż do opadnięcia kurtyny. Autor "Czarnej komedii" Peter Shaffer należy do pokolenia angielskich "młodych gniewnych"; w 1958 r. zdobył Prix Annuel Dramatique, któr�
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 6