Jak to jest, że teatr w Polsce całkiem nieźle wychowuje sobie dorosłych i dzieci w wieku od najnajmłodszego do wczesnoszkolnego, a nastolatki zostawia bez opieki? - w felietonie dla e-teatru pyta Malina Prześluga.
Wyobraźcie sobie zwykły dzień. Drrr! Budzik. Zęby. Prysznic (dla tych, co rano biorą). Bielizna itepe. Makijaż (dla tych, co się malują). Kawa. Śniadanie (dla tych, co jedzą). Wyjście z domu w ważnych sprawach. Ulica. Skrzyżowanie. Wielki kanion, dziura w ziemi jak po bombie. Herbata. Wiadomości. Randka /spotkanie z przyjaciółmi, książka, zęby, spać. Albo wyobraźcie sobie zwykły rok. Brrr! Zima. Śnieg, błoto pośniegowe, czapka, szalik, zahibernowane psie kupy i leśne zwierzęta. Walentynki. Przebiśnieg, powódź. Ciemność, pustka, cmentarz. Babie lato, jarzębina, dzieci zbierają liście na wuefie, pada, pada, pada, sylwek. Albo wyobraźcie sobie zwykłe życie. Frrr! Poród. W pupę klaps. Pampers, nocnik, nakładka na kibelek. Mleko, kaszka, pierwsza świeczka w torcie. Druga. Trzecia. Przedszkole, a w nim jeżyk z wycinanki, co niesie na igłach jabłko (swoją drogą, kto kiedykolwiek widział prawdziwego jeża z jabłkiem na igłach...) Mundurek, dz