"Księżniczka czardasza" w reż. Artura Hofmana w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Pisze Dorota Gonet w Gazecie Wyborczej - Lublin.
Jedna z najbardziej "węgierskich" operetek Kalmana - "Księżniczka czardasza" na scenie Teatru Muzycznego w Lublinie cieszy ucho i oko głównie dzięki scenom zbiorowym, śpiewanym przez chór. Aczkolwiek nie zawsze. Spektakl jest dość nierówny, jeśli chodzi o odtwórców głównych ról i dość kontrowersyjny, jeśli chodzi o scenografię i choreografię. Jednoznacznie dobra była orkiestra pod batutą Tadeusza Chmiela; grała ze smakiem i swadą zarówno we wstępach jak i efektownych finałach, a także, towarzysząc solistom w scenach lirycznych lub - dla odmiany - w pastiszowym "Marszu weselnym" Mendelssohna. Dobrze grały skrzypce, tak ważne w stylizacjach folkloru węgierskiego, piękną barwą brzmiała wiolonczela. Czardasz, kankan, tango i ukochane przez Kalmana walce rzeczywiście porywały do tańca, a całość zagrana była z dbałością o intonację, lekko i stylowo. Nie da się tego powiedzieć o balecie, który wprawdzie wszystkie zapisane w partyturze