"Nieprzyjaciel" w reż. Jana Bratkowskiego w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Nuda jest największym grzechem teatru. A jeśli ona włada sceną, mówienie o jakimkolwiek grzechu czy najświętszych wartościach mija się z celem. Trudno znaleźć uzasadnienie dla wystawienia sztuki Juliena Greena "Nieprzyjaciel". Pisarz przejęty sprawą zdrady, grzechu, zgubnego erotyzmu woli straszyć czającym się w ciemnościach "nieprzyjacielem" (czytaj diabłem), niż przekonać o swoich racjach. Próbuje zbudować niby-faustowską, niby-szekspirowską opowieść o niezaspokojonej w małżeństwie Elżbiecie. Hrabina romansuje ze szwagrem, a potem podejmuje kolejną erotyczną grę z drugim, który na dodatek porzucił klasztor, goniąc za miłością zmysłową. Toniemy w potoku słów, które nie pomagają w rozumieniu postaw, ani nie poszerzają wiedzy o wszechwładnej sile namiętności. Reżyser prof. Jan Bratkowski nie znalazł sposobu, by z tego, co zapisane w tekście sprzed pół wieku, wypreparować moralitet na miarę nas współczesnych, mających zadumać