Pierwsza z wiosennej serii premier "Cyrulika sewilskiego" Rossiniego w polskich operach odbyła się w Teatrze Wielkim w Łodzi. Reżyser Henryk Baranowski umieścił akcję w salonie "odnowy duszy i ciała", w którym odgrywanie opery jest fragmentem terapii. Trochę to karkołomne i zbyt wiele absurdalnych zbitek tworzy, choć trzeba przyznać, że i w samym tekście libretta jest niemało absurdów. Polskie wersje recytatywów (autorstwa reżysera) są trywialne, także w analogii do oryginału, ale w przeciwieństwie do niego brzmią niezręcznie. Kiepsko jest ze stroną wokalną, zwłaszcza drugiej obsady: większość, z Borysem Ławreniwem (Hrabia) na czele, nie ma nic do pokazania ani w dziedzinie aktorstwa, ani w dziedzinie głosu; wyjątkiem jest obiecująca młoda Rozyna Joanna Moskowicz. Za to warstwa wizualna (Piotr Szmitke) jest intrygująca: scenografia nawiązuje do konstruktywizmu, Caldera czy Mondriana, a sam autor na żywo komentuje akcję nieprzerwanym rysowaniem w
Tytuł oryginalny
Cyrulik stylista
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 17-18