W tym sezonie w operach polskich wiosną nosi się "Cyrulika sewilskiego". Po Teatrze Wielkim w Łodzi przyszła kolej na Warszawską Operę Kameralną, a w końcu maja czeka nas premiera w Operze Narodowej. W WOK było to właściwie wznowienie - sześć lat temu "Cyrulika" wystawiono tu w ramach Festiwalu Rossiniowskiego w reżyserii tej samej Jitki Stokalskiej, ale z barwną scenografią Łucji Kossakowskiej i w innej obsadzie niż obecnie. W tej wersji scenografię, prostą i realistyczną, nawiązującą do architektury starej Sewilli, opracowała Marlena Skoneczko. Przedstawienie zrobione jest tradycyjnie, a zwroty akcji podkreślone są znakomicie opracowanym ruchem scenicznym. Gorzej z orkiestrą i śpiewakami, w większości młodymi, którzy jeszcze niepewni są swoich głosów i mają braki techniczne. Elżbieta Wróblewska jest dopiero materiałem na Rozynę: zbyt sztywna aktorsko, zbyt surowa wokalnie. Sylwester Smulczyński dostał od publiczności owacje, ale nie w peł
Tytuł oryginalny
Cyrulik kameralny
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 22