Nie podejrzewam, żebyśmy z Jerzym Stuhrem chodzili do tego samego fryzjera. Ale oglądając jego "Cyrulika sewilskiego" w Operze Krakowskiej miałam wrażenie, że reżyser przedstawienia nie raz bywał w modnych dziś salonach - pisze Magda Huzarska-Szumiec w Polsce Gazecie Krakowskiej.
I to tych bardziej przypominających hipsterskie kluby niż niegdysiejsze zakłady fryzjerskie i obserwował niejednego, dodajmy nie najtańszego, mistrza nożyczek, zwanego dziś stylistą włosów. Tytułowy bohater jego przedstawienia nie jest bowiem dawnym balwierzem, zajmującym się goleniem, rwaniem zębów, nastawianiem złamań czy puszczaniem krwi. Bliżej mu do wyrafinowanego, bywającego na pokazach fryzjerskiej mody znawcy trendów, który na dodatek potrafi przekonać do swojego cięcia niejednego klienta. Grający go Łukasz Motkowicz (widziałam drugą obsadę spektaklu) robi to bezbłędnie, trzymając w rękach nici intrygi równie sprawnie jak dzisiejszy barber pędzel do golenia. Myliłby się jednak ktoś myśląc, że Jerzy Stuhr na siłę uaktualnił operę Gioacchino Rossiniego. Choć pozbawił ją XIX-wiecznego entourage, to jednak nie wsadził we współczesne ramy. Zawiesił ją w nieokreślonym czasie, w czym pomogła mu bez wątpienia autorka kostiumów J