Szekspir w Łaźni Nowej, Tankred Dorst w Grotesce. Najciekawiej wypadły tym razem przedstawienia mówiące oryginalnym językiem plastyki. Znowu porażka w starciu z Brechtem - tym razem poległ Paweł Miśkiewicz - styczniowe premiery omawia w miesięczniku Kraków Justyna Nowicka.
Wyspiański po węgiersku Duże oczekiwania - i nie mniejsze rozczarowanie. Po nasz arcydramat sięgnął w Teatrze im. Słowackiego Geza Bodolay, artysta, która kilka lat temu zrealizował Wesele na Węgrzech po węgiersku i podobno odniósł sukces. Podobno, bo przedstawienia nikt nie widział. W Krakowie zapowiedział "Wesele" uniwersalne, bez typowo polskich, bronowicko-krakowskich klimatów. I to był błąd. Bo czy się komuś podoba, czy nie, Wyspiański to nie Szekspir i cały ten sztafaż wpisany jest bardzo mocno w tekst dramatu. Uniwersalność usiłował osiągnąć Bodolay ubierając aktorów we współczesne kostiumy i rozrzucając po scenie plastikowe kubeczki. Ani to odkrywcze, ani specjalnie radykalne (Michał Zadara w Teatrze STU posunął się znacznie dalej i lepiej na tym wyszedł - im więcej czasu mija od premiery, tym bardziej staje się to dla mnie oczywiste). Pierwszy akt jeszcze się broni, bo rzecz jest świetnie napisana i aktorzy doborowi. W drugim szybk