Innego skandalu nie będzie - o "Mszy" w reż. Artura Żmijewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.
Ołtarz, świece i krucyfiks. Ksiądz w zielonej szacie wypowiada słowa modlitwy, a ja odruchowo przepowiadam ją w głowie razem z nim. Nie klękam podczas przemiany Eucharystii, nie żegnam się znakiem krzyża. Mam wyrzuty sumienia, ale kiedy patrzę na równe rzędy puszystych foteli - czuję się usprawiedliwiona. Jestem przecież w teatrze, a nie w kościele. Tego typu rozdwojenie i zagubienie pomiędzy religijnym nawykiem a umownością teatru towarzyszy mi przez cały czas trwania "Mszy" w reżyserii Artura Żmijewskiego. Żmijewski jest artystą poruszającym się swobodnie w różnych mediach. Na studiach robił inspirowane Formą Otwartą Hansena przestrzenne asamblaże, wchodzące w reakcje z widzem. Potem jego twórczość zdominowała rzeźba i fotografia, w końcu (i tak jest do dzisiaj) - wideo. Jego filmy klasyfikuje się gdzieś na granicach dokumentu z filozoficznym bądź społecznym komentarzem w tle. "Filmuję sprowokowane, wprowadzone przeze mnie w ruch sytuacj