- Wierzyłam, że będę aktorką, od kiedy w podstawówce pan Bidziński, dyrektor kuźni talentów, powiedział mi: "Tkaczówna, głos masz jak damski Armstrong, ale kiedy mówisz na akademiach, to robi wrażenie" - mówi KRYSTYNA TKACZ, aktorka Teatru Syrena w Warszawie.
Kiedy umawiamy się na rozmowę, Krystyna Tkacz zastrzega: "Nie wiem, czy moje dzieciństwo to takie cudowne lata, ale dobrze, opowiem. Może to komuś pomoże, może się jakoś przyda?". A zaraz potem dodaje: "Jak to jest, że coś, co było rozpaczą, cierpieniem, teraz potrafi wywołać u mnie pobłażliwy uśmiech? Cóż sobie to dziecko wtedy myślało, że tak płakało?" RODZINA Wychowałam się z dziadkami. Ale też z mieszkającymi obok na tym samym piętrze ciocią (siostrą mamy), wujkiem i z dwiema siostrami ciotecznymi: moją rówieśnicą Danusią i młodszą o siedem lat Elą. Wodzem całej rodziny była babcia. Słuchało się jej bezwzględnie. Jak ktoś coś zbroił, dostawał ścierką po głowie. Dziadek był najłagodniejszy, pod pantoflem. Strasznieśmy go kochały. Brał nas obydwie z Danusią na kolana. Tylko żeby pani nie pomyślała, że babcia była nieuczuciowa. Wcale nie. Pamiętam ją, jak zasypiam, a ona mnie przytula. Zawsze dała całuska. Mó