"Matrimonio con variazioni" w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
Warszawska Opera kameralna mieści się w dawnej loży masońskiej i może z tego powodu pod gryfem tajności (gazety nie podawały nawet godzin grania) dano tu światową prapremierę cudnego dziwadełka. Józef Koffler aspirował ponoć do pozycji wice-Szymanowskiego, druga wojna jednak nie dość, że uśmierciła kompozytora, to i spuściznę przetrzebiła do minimum. Jedyne dzido sceniczne, "Matrimonio con variazioni" z 1932 roku, odnaleziono przed 15 laty w Berlinie w szczątkowej formie: jako wyciąg fortepianowy z niemieckim tekstem. Utwór był w kompozytorskim planie rozpięty między wystawną rewią a... dodekafoniczny: oratorium; pretekstowa akcja toczyła się w podejrzanym biurze matrymonialnym. Muzykę zrekonstruował Edward Pałłasz, łącząc jazzbandowe rytmy z atonalną melodyką. W libretcie słychać echa "Balu w operze" i... sporo rymów j mocno za łatwych. Szampański byłby z tego teatr, gdyby zabawić się na przykład w szaloną parafrazę kabaretowo-dekad