- Każdą nową rzecz, którą robię, traktuję jak prywatny egzamin, sprawdzam się. Ciągle czegoś szukam, obserwuję ludzi, ruch, poszukuję energii, wymyślam coś nowego, bo każdy człowiek to osobista tajemnica - z Henrykiem Konwińskim, choreografem i reżyserem, rozmawia Alan Misiewicz w miesięczniku Śląsk.
Henryk Konwiński: To czego ma dotyczyć nasza obdukcja dziennikarska? Alan Misiewicz: Pańskich przemyśleń na temat tańca i życia w ogóle. - A napije się pan ze mną kawy... rozpustnej? - Chętnie. - Moje przemyślenia na temat życia są takie, że wszystko coraz bardziej przyspiesza. Dzień trwa tyle samo godzin, ale czuć pęd. Co się odbywa szybciej? - Na przykład to, że po spektaklach wszyscy rychło rozchodzą się do swoich domów, spraw, sprawunków i już rozmyślają o zarabianiu kolejnych pieniędzy. Czasy, gdy całe rodziny pracowników przychodziły do Opery, integrowały się, dawno minęły; dzisiaj jest na odwrót. Ale pański młodzieńczy duch wewnętrzny chyba niezbyt pęd życia odczuwa... - Bardziej odczuwa go ciało niż mój duch; ono już wiotczeje. Gdy można robić, co się kocha, to jest w porządku, a gdy wszystko, co się robi, udaje się, to jeszcze lepiej. Dzisiaj mnie już nikt nie nagania do tego czy tamtego, nie mam przymusów zewnętrzny