"Jackson Pollesch" w rez. René Pollescha w TR Warszawa. Pisze Piotr Olkusz w Teatrze.
Kiedyś wystarczyło, że człowiek w ogóle coś dostrzegł - tak narodziły się widowiska. Później zaczął dostrzegać coś poza tym, co na zewnątrz - i tak narodził się teatr. A jeszcze później zaczął widzieć już tylko to, co w środku - i tak narodził się dzisiejszy teatr. Taki teatr, w którym nawet jeśli na scenie stoi szafa, to nikt jej nie widzi - wszyscy widzą jej zawartość, gdyż wiedzą, że szafa w teatrze nie może stać pusta. Kiedyś pewnie widz nie domyślał się, że w tej szafie chowa się kochanek, ale zdążył się do tego przyzwyczaić i dziś jest świadomy, że ten kochanek to naprawdę nie jest żaden kochanek, bo nie tylko nikt już nie jest w teatrze tym, kim jest, ale nie jest nawet tym, kim nie jest (co akurat wydaje się bardzo logiczne). "Musi być coś poza tym, co jest w środku!" - krzyczy z gestem rozpaczy aktor spektaklu "Jackson Pollesch" René Pollescha. Eee... - zaneguje widz. Jesteśmy świadkami narodzin bestii! O czym je