Pierwsze sceny przedstawienia wzbudziły we mnie sporo niepokoju. Oto grupa dorosłych "dzieci z Bullerbyn" spotyka się po wielu latach i próbuje wspominać dzieciństwo. Przygaszone światła, nastrój powagi, egzystencjalizmu, roztrząsania istoty bytu. Oho, pomyślałem sobie, ale ten Jaskuła zaraz przywali! Na szczęście, po tym dramatycznym wprowadzeniu, na scenie są już same "jaja". Śmiech, zabawa, żywa, wartka akcja - wszystko to sprawia, że spektakl ogląda się znakomicie. Dała temu wyraz przeładowana premierowa widownia (organizatorzy zupełnie nie zapanowali nad przedstawieniem - przyszło znacznie więcej widzów niż miejsc w Studyjnym, klaszcząc, wyjąc i wrzeszcząc w trakcie każdego "zaciemnienia". Jest bowiem czym się zachwycać. Rewelacyjny był już sam pomysł sięgnięcia po świetną książkę Astrid Lindgren. A jeszcze udało się reżyserowi (debiut w tej roli Zdzisława Jaskuły) "wycisnąć" z powieści teatralną atrakcyjność utworu. Kt
Tytuł oryginalny
Coś dla dorosłych dzieci
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 217