Teatr to nieustający wybór. Zaczyna się od wyboru sztuki, zawierającej konflikt, który miałby szanse zainteresować współczesną publiczność. Później, reżyser musi dokonać wyboru wśród wielu wątpliwości, jakie podsuwa autor, by w końcu poddać je ocenie widza, zachęcić do wyboru jednej z nich i uczynić ją pewnością. Na koniec przychodzi okres festiwali i konkursów i staje się przed koniecznością ponownego wyboru spośród różnych propozycji, zgłoszonych przez teatry, by z tego mnóstwa wątpliwości wybrać z kolei jedną, która nam najbardziej duchowo odpowiada. Tak się układa piramida, przed którą staję, by zgłosić swoją propozycję do nagrody "Przyjaźni". Owa piramida zastrzeżeń, uwarunkowań i wątpliwości (bo wszystkie one rosną, im głębiej się wnika w poszczególne przedstawienie) mogłaby wywołać wrażenie lamentu. Nic podobnego. Moja litania nie jest skargą. Wprost przeciwnie. Trudny wybór sprawia satysfakcje. Podwójną:
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przyjaźń" nr 37