EN

18.04.1991 Wersja do druku

Combray: sceniczna fatomargana

Combray, wcale nie zmyślone, całkiem rzeczywiste, chciałoby się rzec - nieznośnie rze­czywiste, można dziś odnaleźć na mapie Francji, w pobliżu Chartres. Nzawę tę przed dwu­dziestu laty uzyskało miasteczko Illiers, które Proust odwiedzał w dzieciństwie i którego wspomnienie przetworzył potem w ów na poły mityczny, powieściowy świat, utkany z paste­lowych barw, delikatnych blasków i cieni, subtelnych nastrojów. Rzeczywiste Combray można zatem odnaleźć i nawet odwiedzić. Ale prawdziwe Combray nie istnieje oczywiście na żad­nej mapie oni też w żadnym namacalnym czy obiektywnym kształcie. Ma tyle kształtów, ilu czytelników miało Proustowskie arcydzieło.

I chyba dlatego nie próbo­wano na scenie "przedsta­wić" Combray. Dekoracje Aleksandry Semenowicz są nad wyraz oszczędne. Wzdłuż prostokątnej sali ustawiono dwa rzędy foteli dla widzów, pozostała część to przestrzeń gry. Ogromna przestrzeń, a w miej tylko kilka sprzętów: leżanka, stolik z nieodzowną filiżanką herbaty, wysoki, czarny podest ze stopniami, po których zstępują aktorzy w jasnych (kostiumach z przełomu wieków. Niekiedy zastygają w grupy upozowane na wzór staroświeckich fotografii. Combray winno być tworem wyobraźni widzów, tak jak niegdyś wyłoniło się z wy­obraźni Marcela Prousta: w pierwszej scenie przerzuca on i odczytuje stronice rę­kopisu, w ostatniej rozkłada je na podłodze w jakiś ta­jemniczy zarys - może labi­ryntu? Reżyser unika dosłowności, stara się jedynie podniecić wyobraźnię, nie­znacznie, bo przecież taką właśnie, nieznaczną podnietą był moment, "kiedy łyk po­mieszany z okruchami ciasta dotknął p

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 91

Autor:

Wanda Zwinogrodzka

Data:

18.04.1991

Realizacje repertuarowe