W 1985 r. Publiczność Poznania, Wrocławia, Zabrza i Warszawy mogła usłyszeć w oryginalnym wykonaniu m.in. Jeszcze takie przeboje, jak "Famous blue raincoat", "Bird on the wire", "Take this Waltz", "Dance me to the end of love" (nadal denerwuje mnie polskie tłumaczenie tytułu: tańcz mnie...) I "Hallelujah!" Pamiątka z ostatniego koncertu w Polsce były dwie kasety "Cohen in Warsaw". Przyznam się, że nigdy nie byłem zagorzałym fanem Leonarda Cohena. Owszem, lubiłem słuchać jego piosenek, lecz nie w nadmiarze, bo niekiedy jego monotonne melodeklamacje wręcz przynudzały! Z drugiej strony, ten bardzo charakterystyczny genre nie dziwi, gdyż Cohen przede wszystkim jest poetą. Debiutował podczas studiów, uczestnicząc w wieczorach poetyczno-muzycznych w montrealskich klubach. Recytował swoje wiersze przy akompaniamencie jazzowego zespołu (kilka z nich nagrał w 1957 r. na płytę). I właściwie takim "recytatorem" pozostał, ale zanim świat poznał nowego barda, up
Źródło:
Materiał nadesłany
VIP Magazine, nr 1