Na scenie stoi pokój - skompresowana wersja mieszkania klasy robotniczej w radzieckim blokowisku. Na kilku metrach kwadratowych przestrzeni przez lata gromadzony był dobytek rodzinny: od ulubionego, znoszonego swetra, poprzez skromne sprzęty domowe, pamiątki, na zdjęciu babci i akwarium z rybką kończąc. Na ścianach wiszą dywany i obrazy, roślinki w akwarium bujnie unoszą się na wodzie - o "Gęstości zaludnienia. Historii wybuchu" w szczecińskim Teatrze Kana pisze Klaudia Kasperska z Nowej Siły Krytycznej.
Znaczenie słowa akwarium wydaje się tu być podwójne: rybie znajduje się w tym ludzkim - sześciennym, o przeźroczystych, nieistniejących ścianach, przez które podglądamy mieszkańca. W skupieniu pochylamy się do przodu, ponieważ scenografka Anna Wołoszczuk umieściła pokój na końcu niewielkiej (bądź co bądź) sceny szczecińskiego Teatru Kana, oddalając go od widza możliwie jak najbardziej. Mężczyzna (Dariusz Mikuła) nerwowo i w pośpiechu pakuje znoszone swetry i zdjęcia babci do pudeł, które kilkakrotnie zakleja taśmą. Po chwili w pokoju zostają już tylko dywany i obrazki zawieszone na ścianach oraz akwarium. Tak, w ciągu kilku minut, skończyło się dotychczasowe życie mieszkańców ukraińskiej Prypeci, którzy po katastrofie reaktora w czarnobylskiej elektrowni atomowej zostali ewakuowani, zostawiając domy, zwierzęta i wspomnienia normalnego życia, jakie jeszcze do niedawna prowadzili. To wydarzenie stało się tematem reportażu "Czarnobyl