Operetka czy musical kojarzą się ze scenicznym przepychem na pograniczu kiczu, a w zasadzie już za tą umowną granicą. Złoto, światlo, kolory - sztuczne bogactwo. Między innymi z tego powodu jest to jedna z najkosztowniejszych form sztuki scenicznej. Nie inaczej było również w Gliwickim Teatrze Muzycznym, choć w ostatnich latach także w tej sferze wyglądało wszystko coraz biedniej - kontynuuje Dariusz Jezierski w portalu info-poster.eu
Postanowiłem więc spojrzeć na nasz teatr od drugiej strony - wejść na zaplecza, do gabinetów dyrekcji, ale również do sal prób, rekwizytorni, garderób. Obejrzeć sanitariaty, ale również orkiestron, krótko mówiąc wszystko to, czego gliwickie media dotąd raczej nie zaszczycały swoją uwagą. Nie ukrywam, że otrzymywałem już wcześniej sygnały na temat skandalicznych zaniedbań w tych kwestiach. W sytuacji, w której mają się zatem decydować losy tej instytucji, warto zająć się także sprawami, którymi przez kilkanaście lat nie zajmowało się kierownictwo teatru, ograniczając się jedynie do podstawowych prac, które najlepiej określić mianem pobieżnego odnawiania. Wykonywano je w celu ukrycia - oczywiście tylko przed mniej uważnym obserwatorem - stanu faktycznego, wyzierającego zewsząd ubóstwa, wszechobecnej prowizorki, grzyba i stęchlizny. To, co zobaczyłem zszokowało mnie i sprawiło, że nieco innym okiem patrzę w tej chwili na spr