Celowo użyłem w tytule słowa cokolwiek staroświecko brzmiącego, ale oddającego stan faktyczny. Gliwickiego Teatru Muzycznego już nie ma! Przyzwyczajcie się do tego, Szanowni Czytelnicy. Jeszcze próbuje się ukrywać ten fakt, ale ta instytucja została zarżnięta w ciągu kilku ostatnich lat, a przed finałem tego zbiorowego mordu ostrzegałem w wielu tekstach. Zatem Gliwickiego Teatru Muzycznego już nie ma, bo nie powstaje nowy repertuar, bo kiepsko z muzykami, bo nie ma wystarczającego zespołu - pisze Dariusz Jezierski w portalu info-poster.eu
Co dalej? Tymczasem, być może ku wielkiej konsternacji "kulturalnego" sektora naszej władzy, umierający teatralny kaleka niezwykłym porywem energii i osobistym talentem jednego człowieka (któremu wreszcie pozwolono, w miejsce Sartovej i kilkoro innych reżyserskich strachów na wróble, pokazać jego autentyczny talent), wspiął się na wyżyny, wypuszczając na rynek słusznie doceniony złotą maską spektakl "Rodzina Adamsów". Jacek Mikołajczyk i cały zespół artystów być może nie do końca zdają sobie sprawę, jak ważną rzecz zrobili. Tym jednym, zważywszy na sytuację, naprawdę ogromnym osiągnięciem, uratowali to, co ostanie się po trupie GTM (bo ten naprawdę nie ma już racji bytu), przed ostatecznym wyrokiem śmierci, który władze Gliwic zapewne nazwałyby cynicznie eutanazją. Zespołu, który potrafił zrobić "Rodzinę Adamsów" zwyczajnie dorżnąć nie wolno i nie może być na to społecznej zgody. A zatem zaawansowane metody terapii - transfuzj