"Wszyscy moi synowie" są pierwszą sztuką Arthura Millera. Tą, która "zaskoczyła" od razu u publiczności, przyniosła autorowi popularność oraz uczyniła z niego pisarza - demaskatora, obnażającego błędy i wadliwe mechanizmy społeczne rzeczywistości amerykańskiej tuż po II wojnie światowej. Dzisiaj debiut dramaturgiczny Millera nie szokuje już nikogo. Wydział wychowania armii USA nie czuje się obrażony. Krytyka społeczna zwietrzała i pozostał... dramat rodzinny. Obyczajowa historia. Coś, co lubimy oglądać, coś z naszego życia poszerzone jednak o oddech. Ten oddech, to zawarta w fabule sztuki moralistyka, stare sprawy, nieodmiennie aktualne: wina, kara, motywy czynów. Na pewno spodobał się telewidzom ten spektakl ("Wszyscy mol synowie", przekład Kazimierz Piotrowski, reżyseria Jan Kulczyński) poniediałkowy. Z przyczyn o których mowa była wyżej. Ale mam wątpliwości: porządnie i rzetelnie grany
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne