W zapowiedziach "Czy mnie kochacie?", spektaklu katowickiej Fundacji Wielki Człowiek, pokazanym w na Scenie w Galerii Teatru Śląskiego, można było przeczytać, że jej twórcy w sposób swobodny nawiązuje do "Balladyny". I rzeczywiście, bohaterkami przedstawienia są znane z dramatu Juliusza Słowackiego siostry, a jego fabuła osnuta wokół zbrodni, której dopuszcza się zła Balladyna na niewinnej Alinie - pisze Wiola Imiolczyk z Nowej Siły Krytycznej.
To tyle, jeśli chodzi o odniesienia do oryginału. Reszta pozostaje swobodną kreacją reżysera, choreografia i scenografa w jednej osobie, Kamila Bończyka, którego - według mnie - interesuje przede wszystkim temat okazywania sobie atencji. Spektakl rozpoczyna się projekcją - widzowie bombardowani są wideoklipami z udziałem dwóch kobiet. Kiedy obraz znika, Joanna Brodniak i Katarzyna Zioło wprowadzają publiczność do świata pełnego erotycznego napięcia, wykonując dziki taniec. To zaledwie preludium, aktorki stopniowo kreują rzeczywistość coraz bardziej odrealnioną i wyzwoloną. Krwistoczerwony sok z malin wolno przelewa się z trzymanej przez młodszą siostrę butelki do białej misy. To zarówno metafora nieuchronnej śmierci, jak i walka, jaką wyrachowana Balladyna toczy ze swoim sumieniem - Aliną. Czy sprawcą tego okrucieństwa jest mężczyzna? Postać hrabiego Kirkora nie pojawia się na scenie. Czy chodzi zatem o rywalizację dwóch kobiet o męsk�