"W ogóle pytania, odpowiedzi... To samo już należy do systemu, który kwestionuję. Czego chce ostatecznie? Formuły, którą bym wiedział (znał - to za mało). A wiedzieć po co? Żeby przyglądać się jej i wiedzieć, dla czystej wiedzy? Jak długobym wiedział? Zasnąłbym i już bym nie wiedział, upiłbym się i bym nie wiedział, umarłbym i bym nie wiedział. Kruchym jestem naczyniem wiedzy."
"Wszystko zaczyna się od: to nie święty Mikołaj, to tatuś, he, he [...] i to he, he, ten rechot rozlega się gromko i nieustannie."
(S. Mrożek, Małe listy)
Mimo - a może na skutek - częstych wyrzekań nad szaleńczym rytmem zmian, atakujących nas raz po raz, z trudem uświadamiamy sobie, jak bardzo "dziś" różni się od "jutro" i od "wczoraj". Powrót Mrożka (po pięcioletniej przerwie) do repertuaru naszych scen wydawał się przebiegać w sposób naturalny i przeczyć upływowi czasu. Stare pozycje - głównie jednoaktówki i Tango, frekwencyjne sukcesy, reżyserskie i aktorskie satysfakcje, śmiech na widowni. Jak dawniej. Tyle że rzeczywistość była już inna i śmiech znaczył co innego, wybuchał też nie w tych samych co niegdyś momentach, czasem zgoła nieoczekiwanie. Zmieniła się widownia i układy odniesień; byłoby rzeczą pasjonującą, choć mozolną i wymagającą odwagi, prześledzić niegdysiejszą i obecną recepcję utworów Mrożka powstałych przed rokiem 1968. Byłoby rzeczą pasjonującą, bo przecież niezwykłość tego dramatopisarza polegała między innymi - i to zarówno w dzie�