Najkrócej mówiąc dzisiejszy teatr się zdemoralizował. Tak pod względem estetyki, prezentowanych treści, ładunku myślowego, jak i poziomu artystycznego, profesjonalizmu, warsztatu reżyserskiego, aktorskiego, etyki zawodowej, właściwie pod każdym względem - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Odcinając się od własnych korzeni, utracił fundament, na który pracowały całe pokolenia przez ponad dwieście lat. To tak, jak odciąć drzewo od korzeni - wiadomo, że zmarnieje. I tak oto na naszych oczach polski teatr utracił najcenniejszą rzecz: własną tożsamość. Jej miejsce zajęła pycha i buta tzw. młodych, jeszcze zdolniejszych (idiotyczny termin ukuty na określenie kilku młodych reżyserów), którzy szturmem weszli do teatru, skutecznie niszcząc w nim to, co było dotąd, gdyż - jak w swojej pysze zapewne uważają - teatr zaczyna się dopiero od nich. I do takiego stanu rzeczy walnie przyczyniła się, o dziwo, zupełnie niewielka grupa ludzi. Niewielka, ale za to "trzymająca władzę". I to wcale nie rządową, lecz o wiele ważniejszą - medialną, a więc tę, która daje możliwości wpływu na opinię publiczną i wylansowania pewnych artystów. Których? Ano tych ze swojego "klucza". "Klucz" wprawdzie dziwaczny, powiedziałabym tzw. mniejszościowy,