- Rozczarowałam się premierem Tuskiem, a jeżeli chodzi o sprawy mediów, kultury i stosunek do artystów, ta ekipa wydaje się być bardzo arogancka. To mi przypomina Ludwika Dorna albo komuszków. Choć komuniści mieli trochę kompleks twórców, próbowali ich pozyskiwać. Na tym polega funkcja elit, żeby mówić głośno o tym, o czym cicho myślą ludzie. Ale jak pamiętam, na początku opozycji demokratycznej nie było inaczej. Ludzie w ogóle się boją, mają dziś dużo więcej do stracenia niż za komuny - mówi w rozmowie z Dziennikiem reżyserka AGNIESZKA HOLLAND
Zuzanna Dąbrowska, Anna Nalewajk: Zmieniła pani trochę rolę. Zasiadając koło prezydenta za stołem prezydialnym, zaczęła pani robić politykę, a nie filmy? Agnieszka Holland: Zostałam koło prezydenta posadzona. Zawsze byłam dość krytyczna wobec PiS i wobec prezydenta, który jest symbolem tej partii. Natomiast nie mam najmniejszego kłopotu, żeby z nim rozmawiać i traktować z szacunkiem jego urząd. Co sprawia, że twórca miesza się do polityki? Gdzie jest granica pomiędzy wyrażeniem oceny moralnej a czynnym zaangażowaniem się? - To akt obywatelski, który następuje wtedy, gdy wydaje mi się, że ważne dla mnie wartości są zagrożone przez nieodpowiedzialnych polityków. Poza tym czuję się reprezentantem mojego środowiska, bo zostałam wybrana na prezydenta Polskiej Akademii Filmowej. Staram się bronić dobra wspólnego, tak robiłam za poprzedniej ekipy i teraz gdy widzę, że ta, mówiąc najdelikatniej, nie radzi sobie z sytuacją. Staję w obro