"Czarodziejski flet" w reż. Marka Weissa w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
W Mozartowskim "Don Giovannim", wyreżyserowanym w Operze Bałtyckiej przez Marka Weissa-Grzesińskiego, kurtyna już po paru taktach uwertury szła w górę. W "Czarodziejskim flecie", najnowszej Mozartowskiej gdańskiej produkcji tego reżysera, kurtyna cierpliwie czeka do ostatniego taktu. A potem przed oczyma widowni otwiera się pusta, podnosząca się ukośnie scena, na której stoi kozetka, ze śpiącym na niej Taminem. Kozetka wygląda, jakby ją wypożyczono z gabinetu doktora Freuda. To wyraźna sugestia, podparta jeszcze wyjaśnieniami Weissa-Grzesińskiego z programu, że fantastyczne libretto "Czarodziejskiego fletu" reżyser przełożył na język wewnętrznych doświadczeń duszy. Być może nawet wszystko, co oglądamy, jest projekcją ukrytych tęsknot Tamina? "Czarodziejski flet", bajkowa opowieść z wplecionymi w nią masońskimi rytuałami, od zawsze zachęcała inscenizatorów do ekstrawaganckich eksperymentów. Parę lat temu w warszawskiej Operze Narodowej