EN

2.08.2013 Wersja do druku

Co nas wzrusza

- Ostatnio zaproponowano mi, żebym został dyrektorem festiwalu "Interpretacje" w Katowicach. Ale odmówię. Nie umiałbym nawet znaleźć tych "nowych" sztuk, a jeszcze odnaleźć w nich jakąś wartość? Byłem tam raz w jury, pamiętam, jakie przechodziłem męki! - mówi Jerzy Stuhr w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Maria Malatyńska: Niemal "co chwilę" jedzie Pan lub wraca z Włoch, ale Wenecja niezbyt często bywa na Pańskiej trasie. A tyle się w niej dzieje! Lśnii zachwyca, rozpada się, tonie. Ale jednak Pan tam pojechał... Może odwiedził Pan polski pawilon na Biennale? - Polski pawilon, gdzie przy wejściu rozdawali zatyczki do uszu, bo tak waliły decybele, że trudno tam było wytrzymać? To po co miałem tam iść? Przeczytałem w prasie włoskiej druzgocącą relację - to mi wystarczyło. Zwłaszcza że w Wenecji byłem prywatnie. Chodziłem śladami swych pierwszych tam pobytów, jeszcze z teatrem i z filmem na festiwalu... Mówiąc dokładniej, tę wędrówkę śladami wspomnień narzuciła moja żona. Przed wielu laty była tam na pierwszym swoim studenckim jeszcze, muzycznym stażu. I pewnie bardziej nawet niż ja miała tę potrzebę wspomnień. Wracając do relacji prasowych po Biennale, to zwracały one uwagę na smutną zmianę, jaka zaistniała na linii sztuka - i jej o

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Okiem Jerzego Stuhra

Źródło:

Materiał nadesłany

Polska Gazeta Krakowska nr 179

Autor:

Notowała: Maria Malatyńska

Data:

02.08.2013