Przed tygodniem zakończył się IX Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski. Impreza odbywająca się w Radomiu co dwa lata była wielką szansą na promocję teatru, ale i miasta. Czy tę szansę wykorzystano? - pytają Anna Jurek i Katarzyna Ludwińska w Gazecie Wyborczej - Radom.
Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski miał swój mocny początek w 1993 r., jego pierwsze edycje były znakomite. Był wydarzeniem wysokiej rangi, pisano o nim w prasie po obu stronach Atlantyku, do Radomia przyjeżdżały znakomitości ze świata kultury i sztuki. Imprezy towarzyszące odbywały się w radomskich muzeach, w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, na placu przed teatrem. Później, po odejściu z Radomia twórcy festiwalu i dyrektora Teatru Powszechnego Wojciecha Kępczyńskiego i jego zastępcy Macieja Bargiełowskiego, poziom imprezy się obniżał, ranga malała, a program był coraz uboższy, aż można było mówić wręcz o jego upadku. Jak było w tym roku? Czy właściwie wykorzystaliśmy promocyjną szansę? Czy festiwal spełnił oczekiwania widzów, czy odzyskał swoją rangę? Trudno dyskutować z doborem sztuk, z listą zaproszonych teatrów. Z ośmiu wystawionych spektakli, na scenie aż pięć razy zobaczyliśmy "Iwonę, księżniczkę Burgun