Szkoda aktorów, którzy, wrzuceni w to przedstawienie, muszą firmować je swoimi twarzami. Szkoda wieczoru spędzonego w teatrze. Szkoda - o "Klątwie" w reż. Anny Polony w PWST w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Dyplomy szkół teatralnych zwykle nie są inscenizacjami wybitnymi. Powstają dla studentów, żeby mogli się pokazać, zaprezentować swoje umiejętności - to raczej spektakle użyteczne, a nie artystyczne. Na szczęście są i takie dyplomy, które łączą obie jakości w spójną całość. "Klątwa" z krakowskiej PWST nie należy do żadnej z tych kategorii. To niedobry, niepotrzebny spektakl, usztuczniony i nieuczciwy zarówno wobec widzów, jak wykonawców. Reżyserka, Anna Polony, nie dała młodym aktorom najmniejszej szansy na pozytywne zaprezentowanie się widzom. W trwającym nieco ponad godzinę przedstawieniu nieco wyższą jakość zyskują dwa króciutkie momenty. Cała reszta grzęźnie w prędkim tempie wiersza Wyspiańskiego, którego aktorzy najwyraźniej nie rozumieją, do recytowania którego są zmuszani i którego nawet nie próbują przełożyć na język ciała. Bez reżysera i najlepszy aktor nie zabłyśnie na scenie. Tymczasem "Klątwa" sprawia wrażeni